Jak zjeść śniadanie w zakładzie krawieckim - czyli rankiem w różnych częściach Maroka

niedziela, czerwca 16, 2013



Rankiem w Maroku śniadanie zjeść trudno, o ile nie wykupiło się go wcześniej w hotelu (jeśli oczywiście nocuje się w miejscu z taką opcją). Rankiem: to jest tak po 7.  Wniosek z tego jeden: spokojnie można spać dłużej i poczekać aż wstanie cała okolica! Przez całą podróż mieliśmy jednak okazję podczas śniadań m.in.:
  •  zamówić kompletnie nie wiedząc, co zamawiamy,
  • pić kawę obok policjantów rozpoczynących dzień pracy, 
  • dać za wygraną przy ogromie jedzenia w luksusowej riadzie, 
  • pogadać o Polsce z kelnerem ćwiczącym swoją umiejętność mówienia po angielsku 
  • oraz pobrudzić palce lepkim miodem i poparzyć gorącymi podpłomykami. 

Poza tym ja osobiście przez 2 tygodnie w Maroku zjadłam większą ilość serka topionego niż przez całe swoje dotychczasowe życie - ale po kolei..

Śniadanie w kawiarni 

Miejsce: Agadir

Jak na turystyczną miejscowość przystało, Agadir dysponuje szeroką infrastrukturą kawiarnianą. Nie mniej, gdy wyszliśmy po siódmej z hotelu, w mieście panowała niczym nie zmącona cisza.. Duży kontrast dla nocnego życia, jakie przecież zaobserwowaliśmy kilka godzin wcześniej. Przy dużym placu znaleźliśmy miejsce z tarasem, na którym jeden pan (bardziej wyglądał na lokalnego niż turystę) pił kawę. Na witrynie pyszniły się duże pudełka z ciastkami, ale w środku było widać, że produkcja dopiero się rozkręca. Nie mniej na ladzie stał duży półmisek z czymś co wyglądało na naleśniki. Pokazaliśmy na nie palcem, a M. wykazał się znajomością francuskiego i domówił  do tego kawę i croissanty. Usiedliśmy na tarasie i za niedługą chwilę przyszedł do nas kelner w nieskazitelnie białej koszuli, niosąc cudownie zaparzoną kawę z ciepłym mlekiem. Dostaliśmy też naleśniki (z ciasta rghaif, spotkamy się z nim jeszcze wielokrotnie) - o wiele twardsze niż te, które normalnie robię, i z ciemniejszej mąki. Posypane orzeszkami i polane miodem, na ciepło. Właściwie wystarczyłyby same w całości.

W hotelu cisza jak makiem zasiał o godzinie 7:00.
Naleśniki  - twarde i bardzo zapychające 
Lada z ciastkami

Śniadanie bardzo lokalne 

Miejsce: Warzazat

Śniadania poszliśmy szukać przed wizytą w ksarze (ufortyfikowanej osadzie) Ajt Bin Haddu. Szukaliśmy jakieś 15 minut. W końcu zobaczyliśmy sklep spożywczy z kilkoma stolikami przed wejściem. Na początku weszliśmy po colę (ulubiony napój podróżników), ale zobaczyliśmy, że pan sprzedawca niesie jednemu z klientów herbatę. I jajka na twardo. To spróbowaliśmy również coś zamówić. M. starał się jak mógł po francusku (zapomnij o angielskim w małych miejscach), ale nie udało mu się dowiedzieć, co zamówił. Przez chwilę nie był też pewien, czy wogóle coś udało się zamówić, bo pan sprzedawca nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek przyjął do realizacji, po tym jak do lokalu weszli najwidoczniej zaznajomieni policjanci. Zostali oczywiście obsłużeni najpierw. Czekaliśmy przy stoliku nieopodal olbrzymiej kolekcji glinianych tadżin, aż przyszła nasza kolej i ... talerze z jedzeniem. Dwa rodzaje serów, miód i dżem, świeże podpłomyki. Mieliśmy pewne obawy, co do kremowego serka - z tymi mlecznymi przetworami za granicą nigdy nic nie wiadomo (to a' propo podróży do Nepalu i pewnej zabójczej herbaty z mlekiem). Okazał się jednak tak dobry, że solidarnie stwierdziliśmy, że cierpieć ewentualnie będziemy wszyscy. 

Stolik wśród tadżin...
... i rzut z drugiej strony  
Śniadanie niespodzianka - sery, miód i dżem 

Ajt Bin Haddu - w tym malowniczym miejscu kręcono m.in. Gladiatora

Śniadanie w zakładzie krawieckim

Miejsce: niedaleko Aroumd

Czyli inaczej.. śniadanie, które już obrosło w legendę ;-) Jak już pisałam wcześniej, miejsca ze śniadaniem otwierają się w porze wakacyjnej czyli na  pewno nie wczesnym rankiem. A wtedy to wyszliśmy z budżetowego hoteliku w Imlilu na szlak w kierunku Jebel Toubkal, najwyższej marokańskiej góry (4 167 m).  Po drodze mieliśmy zjeść śniadanie. Tyle, że nie bardzo było gdzie. W lokalnej malutkiej piekarni dorwaliśmy kilka francuskich wypieków, ale nie wszyscy mogą iść z plecakiem o croissancie. Minęliśmy całą wioskę, potem przeszliśmy kawałek lasem i wspięliśmy się do góry na główną drogę. Na wysokości wioski Aroumd natknęliśmy się na stoiska z pomarańczami, biżuterią  i tkaninami. Przy jednym - tym z pomarańczami i kolorowymi makatkami - M. zapytał właściciela czy wie, gdzie można by kupić jakieś śniadanie. Na to właściciel szerokim gestem zaprosił nas za kotarę do środka pomieszczenia i odpowiedział coś co można by pewnie przetłumaczyć: "No, jak to gdzie, oczywiście, że u mnie!" Popatrzyliśmy po wnętrzu, które bynajmniej nie sugerowało jakiegokolwiek przeznaczenia do serwowania posiłków:  na środku kilku panów przy miętowej herbatce wyszywało jakieś pasy, w jednym kącie stała stara maszyna do szycia,  a pod drugim leżały w stosie kolorowe ścinki. Całość była zakładem krawieckim. Właściciel energicznie wyprosił panów szyjących, usadził nas na ich miejscach, zapytał co byśmy chcieli zjeść, nie do końca chyba zrozumiał, co mówiliśmy, ale słowo "petit dejeuner" powtórzył dwa razy. Za niedługą chwilę wrócił z dzbankiem pełnym miętowej herbaty. Później dostaliśmy świeże podpłomyki z omletami i serkami topionymi. Wszystko smakowało nam bardzo, a operatywność właściciela komentowaliśmy jeszcze bardziej.

Widok z zakładu krawieckiego  - bonus do śniadania!

Zakład krawiecki przystosowany do wydawania śniadań

Serek topiony - nigdy nie przypuszczałam, że tak będzie mi smakować!
Gorące podpłomyki otrzymaliśmy już połamane na kawałki

Dzień później staliśmy już na szczycie zamierzonej góry (godz. 10:00) 

Śniadanie w riadzie

Miejsce: Marrakesz

Maroko jak każdy arabski kraj słynie z gościnności - widać to po posiłkach: są bardzo obfite, różnorodne, a przez to nastawione na długie biesiadowanie. Na typowe śniadanie w pięknej riadzie (tradycyjny hotel z dziedzińcem, zwykle z małą ilością pokoi, za to o wysokim standardzie) wybraliśmy się w Marrakeszu. Riadę upatrzyliśmy sobie już wcześniej  - chcieliśmy w niej przenocować, jednak nie było miejsca. Zjedliśmy śniadanie na tarasie. Trochę na nie poczekaliśmy, ale było warto. Dostaliśmy ciepłe napoje, sok z pomarańczy, naleśniki, jajka, pieczywo z masłem i dżemem oraz jogurt. Za dużo na raz ;-)

Dziedziniec w riadzie (ale to nie ten, z którego są poniższe zdjęcia :-))
Jogurt i świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy
Kolejny marokański naleśnik: beghrir - ma strukturę jak gąbka i jest pyszny z masłem 

Śniadanie na stoisku 

Miejsce: Marrakesz

Składało się ze świeżych podpłomyków lub naleśników z serkiem topionym (znów!) lub nutellą lub dżemem (zależy, jakie opcje przedstawił sprzedający).  Jedzone na stojąco lub przy plastikowych stolikach. Podczas podróży występujące najczęściej :)

Najmilsza sprzedawczyni w Marrakeszu :)  
Profesjonalne smarowanie serkiem: dwa serki na jeden podpłomyk to ilość właściwa

Śniadanie w knajpce z dala od atrakcji turystycznych

Miejsce: Tetuan

Z początku trochę mieliśmy opory czy wejść do środka knajpki, ponieważ całe towarzystwo w środku  było tylko męskie i żywo zajęte rozmową. Naleśniki na ladzie oraz ... kanapki (!) przekonały nas jednak do wejścia. I bardzo dobrze. Kelner okazał się żywo zainteresowany możliwością porozmawiania po angielsku i wypytywał nas skąd jesteśmy. Tradycyjnie przy zamówieniu nie obyło się bez trudności  w przekazaniu, co chcemy, ale mimo, że dostaliśmy w końcu trzy porcje chlebka kukurydzianego zamiast jednej, nie żałowaliśmy, tylko kazaliśmy sobie zapakować na wynos. 

Szeroki wybór wypieków kusił na wystawie
Do kawy obowiązkowo szklanka wody
Kanapki z czymś w rodzaju mortadeli i oliwkami  
Chlebek kukurydziany - syci już po połowie porcji 
Wersja high-level: pokrojona na drobne kawałki, z wykałaczką 

Tetuan - brama jak dziurka od klucza :) 

Panorama medyny w Tetuanie  - dla tego widoku warto tu przyjechać  (zdjęcie: M.)


Jeśli chcesz przeczytać więcej o marokańskich kulinariach, zapraszam tutaj


Zobacz także

3 comments

  1. O marchewko, jaki piękny ten Tetuan! Nie będzie mnie tam, ale może inne białe miasteczko też zachwyci..... A śniadania, ślinka leci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno znajdziesz wiele miejsc, które na długo zostaną w pamięci :) Maroko to niesamowicie fotogeniczny kraj :) no i śniadania dobre :)

      Usuń
  2. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)

(*)

Zdjęcia na blogu są mojego autorstwa - przed skopiowaniem musisz zapytać o zgodę (+ ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Należę do

Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów Durszlak.pl Top Blogi

Popularne posty